Pewnego razu zebrało się czterech facetów po czterdziestce (mniej więcej) i jak to bywa w takich okolicznościach – palma im odbiła. W tym przypadku konkretnie odbiła im cała dżungla, a nawet rzeka, która przez nią przepływa. Rzeka nosi nazwę Dja (Dża), a kraj to Kamerun. Chłopcy nie chcieli ułatwień – postanowili wybrać się w nieznane bez przewodników, tragaży itp. Jak przygoda, to na całego. Dmuchane conoe przytargali do dżungli z Polski, a w pozostałych workach – prowiant na miesiąc, sprzęt biwakowy i kilkaset gigabajtów pamięci na kartach swych kamer i aparatów. O rzece wiedzieli tylko tyle, że płynie przez dziewicze lasy deszczowe, jedne z największych i najlepiej zachowanych w całej centralnej Afryce. Z googlowych map można było wyczytać, że raz po raz będą jakieś bulgoty, czy jak im tam – katarakty. A że nikt z chłopaków nie miał większych doświadczeń w kajakarstwie górskim – tym przygoda szykowała się ciekawsza…
Piątek 7.02.2014
godz. 19.25
